Głuche echo
Jeżeli ktoś w "sporze" Radosława Sikorskiego z Elonem Muskiem staje po stronie tego drugiego, to albo praktykuje serwilizm, albo nie rozumie polskich interesów. Dlaczego PiS, które tak brzydziło się europejskim resetem z Rosją, nie bije na trwogę w obliczu resetu amerykańskiego?

Wymiana zdań na portalu X między polskim ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim a Elonem Muskiem - najbliższym miliarderem Donalda Trumpa - uświadamia nam, że klasyczna dyplomacja już nie istnieje. Zasady kultury, taktu, sprytu, kurtuazji, teatru, którym podporządkowane były oficjalne komunikaty, zostały jednostronnie zastąpione przez knajacki język podwórka.
Logika koszmaru, obyczaje koszar
Gdy Musk podczas "rozmowy" na temat Starlinków dla Ukrainy nazywa Sikorskiego "człowieczkiem" (kiedyś - szlifując obyczaje koszarowych pogwarek - nazwał premiera Kanady "dziewczynką"), musimy zrozumieć, że cywilizowany świat znalazł się w logice koszmaru. Nie tylko semantycznego.
Oto politycy przyzwyczajeni do savoir-vivre'u "starych czasów" muszą schylać głowę przed nieprzewidywalnymi sobkami, którzy sztukę prowadzenia sporów zamienili w poniżające parady pychy. A zginają swe karki po to tylko (czy raczej aż), aby ratować sojusze, które przez długie lata budowały stabilność Zachodu. Niby taka jest polityka, ale dziś chodzi w niej raczej o strach, niż o przyjazną kooperację.
Przeciwnicy Wołodymyra Zełenskiego pewnie czuli satysfakcję, gdy był on przeczołgiwany przez prezydenta i jego zastępcę w Gabinecie Owalnym, by zaczął przepraszać i wyrażać manifestacyjną wdzięczność, zamiast walczyć o podmiotową pozycję swojego kraju. Ale przecież za takimi gestami idą konkretne czyny, które pokazują, że dla Trumpa ważniejszy jest Władimir Putin.
Podziękujcie za Kościuszkę
Fantazja nowej amerykańskiej administracji zbudowana jest na przeświadczeniu, że największy chuligan w klasie ma zawsze rację, bez przerwy trzeba się go bać i przepraszać bez pytania, ponieważ dysponuje on najmocniejszymi kartami. Sławomir Dębski, były szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, dosadnie skomentował słowa Marca Rubio, który zwrócił się do Sikorskiego, by ten podziękował za Starlinki dla Ukrainy (choć ich koszty pokrywa polskie Ministerstwo Cyfryzacji).
Analityk stwierdził, że w takim razie Rubio powinien wyrazić wdzięczność za Tadeusza Kościuszkę i Kazimierza Pułaskiego, którzy walczyli o wolność Stanów Zjednoczonych. Bez tych dwóch generałów Ameryka nie miałaby bowiem żadnych kart.
Oczywiście dobre polityczne relacje ze Stanami Zjednoczonymi są kluczowe dla zachowania polskiego bezpieczeństwa, podobnie jak silna Europa, która nieco za wolno budzi się z letargu. Jednak lada dzień sytuacja może zacząć przypominać żebranie na kolanach o to, by łaskawie móc sięgnąć po okruszek jakiegokolwiek amerykańskiego wsparcia.
A skoro Trump lekką ręką zawiesił pomoc wojskową i wywiadowczą dla Ukrainy, czym osłabił napadnięty kraj, wypowiedział wojnę handlową Unii Europejskiej, a Putinowi oferuje powrót do G7 oraz - ustami generała Keitha Kellogga - nowe otwarcie i reset, to jakiekolwiek gwarancje bezpieczeństwa zawarte na przykład w Artykule 5 NATO przestają być pewne.
Śpiąca prawica
Działania i kaprysy amerykańskiego prezydenta zupełnie jednak nie zniechęcają opozycyjnego PiS-u przed usprawiedliwianiem i tłumaczeniem jego szkodzących sprawie ukraińskiej decyzji. Jakby politycy partii Jarosława Kaczyńskiego kompletnie nie rozumieli, że opowiadanie się po stronie Muska, a nie Sikorskiego (jak uczynił to na przykład były pisowski wicemister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński), jest działaniem przeciw własnemu państwu, jego interesom i narodowemu honorowi. Względnie jest praktykowaniem serwilizmu.
Jeśli tak bardzo nie podobał się dzisiejszej opozycji europejski reset z Rosją, to czemu teraz nie protestuje przeciwko resetowi amerykańskiemu? Być może dlatego, że politycy muszą udawać, że nie dostrzegają sprzecznych z polskim interesem posunięć Trumpa, bo przecież Trump ma zawsze rację, a jak ktoś uważa inaczej, to musi odejść. Lub zamienić się w mysz, która cicho siedzi pod miotłą.
Prawicowy publicysta Piotr Skwieciński, jeden z najciekawszych i najbardziej przenikliwych autorów polskiej prawicy, napisał w "Dzienniku Gazecie Prawnej" znakomity tekst o oczach szeroko zamkniętych swojego środowiska na postępowanie Trumpa. "Dziś śpi i boi się obudzić prawica. Nie chce dostrzec, że wiele wskazuje, iż właściwym celem Trumpa jest wszechstronne zbliżenie z Rosją i wielokierunkowa współpraca z nią" - zauważył Skwieciński.
I jak na razie ze strony adresatów odpowiedziało mu - poza wyjątkami - głuche echo. A wyjątki potwierdzają regułę.
Przemysław Szubartowicz