"Jesteśmy bezradni", "będziemy się bić". Mało czasu i dużo obaw w sztabach
Na cztery dni przed wyborami sztaby Karola Nawrockiego i Rafała Trzaskowskiego nie mogą być pewne niczego. Obaw mają za to całkiem sporo. Czym przejmują się najbardziej? Sprawdziliśmy, gdzie sztabowcy widzą największe zagrożenia dla swoich kandydatów na finiszu kampanii przed drugą turą wyborów prezydenckich.

Im bliżej do ciszy wyborczej, tym mocniej rośnie napięcie w obu sztabach kandydatów. Zwłaszcza, że wszystkie sondaże - i te publiczne, i te wewnętrzne, robione na zlecenie sztabów - pokazują bardzo zbliżone rezultaty, często na granicy błędu statystycznego. To znaczy, że nawet zaprezentowane w niedzielę wieczorem wyniki exit polls mogą nie dać odpowiedzi na pytanie, kto został prezydentem. Politycy nie wykluczają, że na ostateczną odpowiedź trzeba będzie poczekać do oficjalnych wyników Państwowej Komisji Wyborczej.
Sztabowcy zarówno Karola Nawrockiego, jak i Rafała Trzaskowskiego nie mogą być więc pewni niczego. Sprawdziliśmy, czego oba sztaby obawiają się najmocniej na kilka dni przed drugą turą wyborów prezydenckich.
Wybory prezydenckie 2025. Sztab Rafała Trzaskowskiego: niska frekwencja i debata w Końskich
Zagrożenie numer jeden: niska frekwencja
Pytani o największą obawę przed drugą turą sztabowcy Rafała Trzaskowskiego i politycy Koalicji 15 Października zaskakująco zgodnie mówią: niska frekwencja. 18 maja do urn poszło 67,31 proc. uprawnionych do głosowania. To aż 19,69 mln osób. Dużo, bo Polacy ustanowili rekord, jeśli chodzi o obecność przy urnach w elekcji prezydenckiej. Z drugiej strony - mało, jeśli spojrzymy na wybory parlamentarne z października 2023 roku. Wówczas frekwencja wyniosła aż 74,38 proc. - najwyższa w historii tego rodzaju wyborów i najwyższa w ogóle po 1989 roku - a w wyborze nowego rządu udział wzięło 21,97 mln Polaków.
To niemal 2,3 mln głosów różnicy. Jednak strata jest jeszcze większa, jeśli spojrzymy, ile głosów w 2023 roku dostała późniejsza Koalicja 15 Października (11,6 mln), a ile jej przedstawiciele w pierwszej turze wyborów prezydenckich (8,91 mln i to wliczając Adriana Zandberga, bowiem w 2023 roku Razem startowało w ramach komitetu Lewicy). Tu różnica wynosi już 2,69 mln głosów.

Te 2,3-2,7 mln głosów według sztabowców Trzaskowskiego i polityków obozu władzy jest absolutnie kluczowe do wygranej. Zwycięstwo ma zapewnić frekwencja porównywalna do tej sprzed niemal dwóch lat. - Naszym celem jest, żeby obudzić tych, którzy 18 maja zostali w domach i czekali na godz. 21 i wynik wyborczy. A przyszedł zimny prysznic, bo ludzie zobaczyli, że sprawa jest na ostrzu noża - mówi Interii jeden z polityków z otoczenia Trzaskowskiego.
- Ludzie muszą odpowiedzieć sobie, czy wolą niedoskonałą koalicję, która czasami kłóci się między sobą, czy Nawrockiego w Pałacu Prezydenckim, a w perspektywie dwóch lat Czarnka Brauna i Mentzena przy władzy - mówi nam polityk z władz PSL. Inny z ważnych polityków ludowców dodaje: - Walczymy o zmobilizowanie tych 2,5 mln ludzi. Gdyby chociaż połowa wsparła Rafała 1 czerwca, to dałoby mniej więcej dodatkowe 5-6 pkt proc.
Zagrożenie numer dwa: 40-latkowie, młodzi i bastiony
Niska frekwencja to jednak tylko część problemu z tym kto i jak zagłosuje 1 czerwca. Druga część tego równania to kluczowe grupy elektoratu. Zwłaszcza te, które w pierwszej turze poparły Trzaskowskiego w znacznie mniejszym stopniu, niż liczyli na to jego sztabowcy. - Zabrakło nam zwłaszcza 40-latków i młodych, wiemy o tym. I teraz będziemy się o nich bić - tak w rozmowie z Interią po pierwszej turze problem diagnozował jeden ze współpracowników Trzaskowskiego.
Naszym celem jest, żeby obudzić tych, którzy 18 maja zostali w domach i czekali na godz. 21 i wynik wyborczy. A przyszedł zimny prysznic, bo ludzie zobaczyli, że sprawa jest na ostrzu noża
To o tyle ciekawe, że w grupie wiekowej 40-49 lat prezydent Warszawy wygrał - według sondażu exit poll Ipsos-u zdobył 33,6 proc. głosów wobec 26,5 proc. Karola Nawrockiego. Sztabowcy wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej uważają jednak, że jest tu pole do wyraźnej poprawy. Chociaż z pewnością nie tak duże jak w grupie najmłodszych wyborców (18-29 lat). Tutaj Trzaskowski wypadł bardzo blado i zebrał skromne 12,2 proc. głosów. Jego środowisko pocieszać może fakt, że to wciąż więcej od Nawrockiego (10,5), ale już na pewno nie to, że nawet Bronisław Komorowski w pierwszej turze wyborów z 2015 roku osiągnął poparcie 13,8 proc. młodych Polaków.
Otoczenie prezydenta Warszawy martwi też to, że bastiony Koalicji Obywatelskiej w pierwszej turze zawiodły. Poza Pomorzem (69,06 proc.) we wszystkich frekwencja była niższa od średniej krajowej. W oczy rzuca się zwłaszcza słaba mobilizacja tzw. ściany zachodniej. W województwie zachodniopomorskim do urn poszło 63,43 proc. uprawnionych do głosowania, w lubuskim - tylko 61,89. Rezerwy są także na południu - na Dolnym Śląsku (65,53), Opolszczyźnie (57,64) i Śląsku (66,22).
W ostatnich dniach kampanii sztab Trzaskowskiego chce też jednak udać się tam, gdzie wyniki między nim a Nawrockim były wyrównane, a także tam, gdzie to kandydat PiS-u triumfował. - Kluczem będą, po pierwsze, wahające się regiony, a nawet poszczególne powiaty, a po drugie - miejsca, w których wygrał Nawrocki, miejsca, w które trzeba jechać i wykonać dużo ciężkiej pracy. Warto być także tam, gdzie Rafał przegrał i pokazać, że zależy nam tak bardzo, że pojawiamy się nawet w takich trudnych miejscach, żeby walczyć o każdy głos - analizuje w rozmowie z Interią polityk z frakcji Trzaskowskiego.
Zagrożenie numer trzy: ominięcie debaty w Końskich
W sztabie Rafała Trzaskowskiego pewien niepokój budzą też możliwe konsekwencje ominięcia debaty w Końskich, organizowanej w Telewizji Republika. Nasi rozmówcy z otoczenia prezydenta Warszawy mówią, że była to decyzja świadoma i przemyślana. - Republika to stan umysłu, nigdy nie wiesz, co wymyślą, a na pewno chcieliby pomóc Nawrockiemu - słyszymy od jednego ze współpracowników prezydenta Warszawy.
Politycy, z którymi o tym rozmawiamy, podkreślają, że za ominięciem debaty w Końskich przemawiał jednak nie tylko fakt stronniczości, o którą oskarżają prawicową telewizję. Jak mówią, w tej kampanii debat było więcej niż kiedykolwiek w historii i kolejna nie wniosłaby już wiele do gry. W ich ocenie, chociaż rywalizacja między kandydatami jest "na żyletki", to Trzaskowski ma dzisiaj nieznaczną przewagę po dobrym weekendzie 23-25 maja. Debata była więc znacznie bardziej potrzebna Nawrockiemu, który na finiszu kampanii mierzy się z coraz to nowymi, budzącymi niepokój doniesieniami o jego przeszłości.

Wreszcie, Republika to nie TVP sprzed pięciu lat - wówczas Trzaskowski również nie pojechał do Końskich. Nie ma tak globalnego zasięgu, żeby dotrzeć do niemal każdego domu w Polsce. Wobec tego sztabowcy uznali, że ryzyko udziału w debacie, która w ich ocenie może być stronnicza, jest nieproporcjonalnie wysokie do możliwych zysków.
Wybory prezydenckie 2025. Sztab Karola Nawrockiego: medialne ciosy i strach przed antyPiS-em
Zagrożenie numer jeden: publikacje medialne
W sztabie PiS-u na pytanie o największe, z ich perspektywy, zagrożenia na finiszu kampanii odpowiedź jest jednoznaczna - kolejne publikacje medialne i oskarżenia pod adresem Karola Nawrockiego.
Sztabowcy PiS-u są przekonani, że są one nieprawdziwe i stanowią element "brudnej kampanii wyborczej". Ostatnim przykładem, który podają, jest publikacja Onetu, zarzucającą Nawrockiemu, że gdy pracował jako ochroniarz w hotelu, to zajmował się sprowadzaniem prostytutek dla hotelowych gości. Portal twierdzi, że ma dwóch anonimowych świadków. W tej samej sprawie premier Donald Tusk w studiu Polsat News powoływał się na relacje Jacka Murańskiego - freak fightera, który ma na koncie wyrok za pomówienie. Sztabowcy PiS-u łączą oba te fakty, podważając wiarygodność publikacji Onetu. Spodziewają się także, że takich "strzałów", jak mówią, może być więcej.
Wiemy, jak źle ludzie oceniają rząd Tuska, więc cieszymy się z każdej obecności premiera w kampanii Rafała Trzaskowskiego
Nie rozstrzygając, na ile zarzuty zawarte w publikacjach medialnych są prawdziwe - Karol Nawrocki pozwał Onet w trybie cywilnym i skierował prywatny akt oskarżenia - są one problemem dla sztabu. - Jesteśmy bezradni - mówił nam niedawno sztabowiec PiS-u, który utrzymuje, że niemożliwy jest pozew w trybie wyborczym.
- Walka z anonimowymi oskarżeniami jest niemożliwa, bo nie ma punktu zaczepienia. Temat się niesie, jest dla Karola okropnie dewastujący, a my możemy jedynie liczyć na rozsądek wyborców - usłyszeliśmy.
Zagrożenie numer dwa: demobilizacja wyborców prawicy
To zagrożenie jest ściśle związane z tym pierwszym. Sztabowcy PiS-u są zresztą przekonani, że ataki na Nawrockiego - i w postaci publikacji medialnych, i rozmaitych działań instytucji państwowych jak ostatni raport NIK na temat działalności IPN za prezesury Nawrockiego - mają na celu przede wszystkim demobilizację wyborców niezdecydowanych.
A to ci mogą przesądzić o wyniku wyborów, zwłaszcza gdy wynik będzie na styk. - To wyraźny sygnał między innymi do wyborców Konfederacji, żeby zostali w domach, bo nie warto dla Nawrockiego, który jest taki i owaki, iść na wybory. Zohydzenie naszego kandydata jest w interesie naszych rywali, to oczywiste - tłumaczy jeden ze sztabowców.
Jeśli chodzi o wyborców Konfederacji, to trudno do końca przewidzieć to, jak się zachowają. Zwłaszcza, że jest to elektorat co prawda perspektywiczny, ale bardzo niejednorodny i mało stabilny w swoich wyborach politycznych. Konfederacja boleśnie przekonała się o tym jesienią 2023 roku w wyborach parlamentarnych.

- To jest problem z wyborcami, którzy kierują się w swoich wyborach głównie kategorią fajności, a nie w oparciu o jakiś fundament ideowy czy ze względu na przywiązanie do konkretnych poglądów. Jednego dnia fajny jest jeden kandydat i go wspieramy, ale wystarczy, że zrobi on coś niefajnego i przestajemy go popierać, szukając innego, fajniejszego. Łaska pańska wyborcy na fajnym koniu jeździ - wskazywał niedawno w rozmowie z Interią politolog prof. Olgierd Annusewicz.
Zagrożenie numer trzy: wielka mobilizacja antyPiS-u
To, co wydarzyło się w październiku 2023 roku, do dzisiaj jest czarnym snem polityków PiS-u. Rekordowej frekwencji wyborczej i tak dużej mobilizacji wyborców antyPiS-u nikt się wtedy nie spodziewał. W wyborach parlamentarnych w 2023 roku frekwencja wyniosła ponad 74 proc. W pierwszej turze tegorocznych wyborów prezydenckich była na poziomie ponad 67 proc. Sztabowcy PiS-u po cichu przyznają, że woleliby, gdyby w wyborczej dogrywce pozostała na tym właśnie poziomie.
- Nowi wyborcy, którzy nie głosowali w pierwszej turze, mogą być wyborcami przypadkowymi, którzy pójdą głosować pod wpływem impulsu albo jakiejś informacji w mediach, a takich negatywnych informacji jest więcej o Karolu niż Rafale Trzaskowskim, bo kampania jest prowadzona przy dużej nierównowadze sił - uważa jeden z polityków PiS-u.
Zohydzenie naszego kandydata jest w interesie naszych rywali, to oczywiste
Tymczasem politycy koalicji rządzącej chwalą się w mediach społecznościowych rekordową liczbą rejestracji wyborców za granicą. Europoseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Lisek informował, że w ostatnim dniu rejestracji zapisanych było 670 tys. wyborców i apelował o pobicie rekordu 700 tysięcy. W pierwszej turze Polonia z krajów europejskich chętniej głosowała na Trzaskowskiego, a Polonia amerykańska na Nawrockiego.
Jak jednak mówią w sztabie PiS-u, nic nie jest ostatecznie przesądzone, bo PiS spodziewa się też mobilizacji wyborców antyrządowych. Od początku plan kampanii zakładał, by z drugiej tury zrobić referendum nad rządami Donalda Tuska. - Wiemy, jak źle ludzie oceniają rząd Tuska, więc cieszymy się z każdej obecności premiera w kampanii Rafała Trzaskowskiego - mówi nam jeden z posłów.
Zagrożenie numer cztery: kluczowe grupy wyborców zostaną w domach
Rolnicy i mieszkańcy prowincji - mobilizacja tych dwóch grup elektoratu jest dzisiaj dla PiS-u niezwykle ważna. To właśnie tam - jak mówią sztabowcy - są jeszcze rezerwy. Pytanie, czy sztabowcom w tak krótkim czasie uda się je uruchomić.
W wielu ostatnich przemówieniach kandydata PiS-u pojawiają się liczne odniesienia do rolników i tematów dla nich istotnych - jak zahamowanie Zielonego Ładu, napływu zboża z Ukrainy, a także odniesienia do dziedzictwa Witosa, na co każdorazowo ostro reaguje PSL. W PiS-ie przyznają, że to celowe, bo mają chrapkę także na wyborców PSL, dla których Rafał Trzaskowski może być zbyt lewicowy.
Pomysłem na pozyskanie wyborców na wsi oraz rolników było także oficjalne poparcie związku zawodowego rolników indywidualnych oraz poparcie byłego ministra rolnictwa, obecnie skonfliktowanego z PiS-em, Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Ardanowski cieszy się wśród rolników dużą popularnością i jako jeden z nielicznych byłych ministrów rolnictwa jest przez nich dobrze oceniany.
Sztab PiS-u chce zaktywizować także Polskę Wschodnią, w której część wyborców zagłosowała na Grzegorza Brauna i Sławomira Menztena. Zdaniem Nowogrodzkiej, są to wyborcy, których Karol Nawrocki może jeszcze przekonać na finiszu kampanii. Dlatego ostatni dzień zmagań przed drugą turą, czyli piątek, spędzi na objeździe po wschodnich terenach, a kampanię zakończy właśnie na Podlasiu.
Wybory prezydenckie 2025. Rafał Trzaskowski kontra Karol Nawrocki. Kiedy druga tura?
Pierwsza tura wyborów prezydenckich nie przyniosła rozstrzygnięcia. Konieczne jest zatem ponowne głosowanie, które odbędzie się 1 czerwca.
W drugiej rundzie walki o fotel prezydencki zmierzą się Rafał Trzaskowski (kandydat KO) i Karol Nawrocki (kandydat wspierany przez PiS). W pierwszej turze Trzaskowski zdobył 31,36 proc. głosów, a Nawrocki 29,54 proc.
Lokale wyborcze będą otwarte od godziny 7:00 do 21:00. Zapoznaj się ze szczegółami głosowania w drugiej turze.
Najnowsze informacje o wynikach i przebiegu głosowania publikujemy w naszym raporcie specjalnym - Wybory prezydenckie 2025.
Programy wyborcze kandydatów: propozycje Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego.